Dzień rozpoczął się wcześnie. Z powodu mojej niemocy z dnia wcześniejszego musieliśmy nadgonić nasze plany. Zaczęliśmy zwiedzanie od kilku obowiązkowych punktów znajdujących się w okolicy miasta Sete Cidades. Podróże między nimi nie zajęły więcej niż 20 minut, pomimo słabego silnika i krętych dróg.
Miradouro da Vista do Rei
Miradouro da Vista do Rei to malowniczy punkt widokowy, który znajduje się na krawędzi krateru wulkanicznego, skąd roztacza się piękny widok na jeziora Lagoa Verde i Lagoa Azul. Nazwa „Vista do Rei” oznacza „Widok Króla” i pochodzi od wizyty króla Karola I w 1901 roku. To popularne miejsce jest bezustannie pełne turystów. Całe szczęście, tuż obok znajdują się dwa parkingi. Jeden z nich posiada limit na maksimum 20 minut postoju, więc znalezienie na nim miejsca jest tylko kwestią czasu. Drugi, dalszy parking służy raczej do pozostawienia samochodu podczas pokonywania któregoś z pieszych szlaków, które się tam zaczynają.
Szlak Boca do Inferno
Szczegóły szlaku: AllTrails
Zaraz obok ukrytego w lesie jeziora Lagoa do Canário znajduje się duży darmowy, szutrowy parking. Samo jezioro nie jest ani ładne, ani specjalnie interesujące, ale droga idąca obok niego prowadzi do chyba najsłynniejszego punktu widokowego na wyspie… który, jak się okazało, tonął wtedy w przedpołudniowej mgle.
Szlak Serra Devassa
Szczegóły szlaku: AllTrails
Ale nie wszystko było stracone! Na parkingu, na którym już staliśmy, autkiem rozpoczyna się pięciokilometrowy szlak oznaczony kodem PRC05 SMI i nazywany „Serra Devassa”.
Określony jest jako średni, ale nie ma w nim niczego trudnego. Na trasę nie potrzeba żadnego specjalnego sprzętu, ale odradzałbym klapki. Szlak był ładny, zwłaszcza że słońce zaczęło zagrzewać zza chmur, które podniosły się od tego dodatkowego ciepła i przestały zasłaniać nam widoki. Drugie śniadanie zjedzone nad jednym z jeziorek mijanych po drodze też poprawił nam humor.
Niespodzianka natomiast czekała nas po dojściu na tę dziwną odnogę kończącą się między Lagoas Empadadas. Było tam po prostu przepięknie! To chyba najbardziej urokliwe miejsce, jakie widziałem na całej wyspie! Porównywalne jest w swym pięknie jedynie do Zalewu Nowohuckiego! Co lepsze, jest ono kompletnie pozbawione zasięgu, więc nici z ucieczki od krajobrazu przed ekran telefonu. Oba jeziora otoczone są ścieżką, odgrodzoną od wody żywopłotem, na której znajdują się ławeczki, przedziwne drewniane rzeźby oraz porośnięte trawą kamieniste stoły. Jeden z nich zajęliśmy, ponieważ było to idealne miejsce, aby napić się wody i zutylizować nasz dzienny przydział lotniskowych Haribosiów!
W drodze powrotnej zrobiliśmy jeszcze jeden mały wypad na punkt widokowy, znajdujący się tuż obok jezior. Razem z nami szła grupka emerytów, więc raczej nie było to trudne podejście.
Po powrocie na parking, słońce przegoniło ostatnie chmurki. Nie było więc powodu, żeby nie powtórzyć szybkiej przechadzki na punkt widokowy, aby ponownie zrobić zdjęcia, które się nie udały.
Tuż przed wyjazdem zauważyłem zaparkowany samochód jakiejś ekipy filmowej. Ciekawe, co kręcą.
Miradouro da Vista do Rei
Jadąc do kolejnej destynacji, pomyliłem zjazdy z ronda i tak się stało, że trafiłem na drogę jednokierunkową. Nie mogłem zawrócić, więc pojechaliśmy dalej i trafiliśmy ponownie na, tym razem słoneczne, Miradouro da Vista do Rei. Jak to mawiał na wizji Bob Ross, „Happy little accidents.”
Plaża w Mosteiros
Doskonałym miejscem na koniec dnia jest czarna plaża w mieście Mosteiros. Dojazd jest trochę ciasny, ale nie straszny. Jest tam duży parking tuż obok plaży i mój ulubiony Snack-Bar Ola! czyli pan w czerwonej budce sprzedający turystom piwo. Ale wystarczy przeczytać z kartki wiszącej obok nazwę czegoś zjadliwego, a pan wykona telefon i magicznie z domu obok wyjdzie (chyba) jego żona i przyniesie domowo przygotowane jedzonko. Według mnie, najlepszy z lokalnych specjałów to Bifana, czyli wariacja na temat kanapki ze schabowym. Było smaczne i nie strułem się, więc jak najbardziej polecam.
Byczki z Sete Cidades
Gdy wróciliśmy do Sete Cidades, wszystkie drogi w mieście były zamknięte, a udekorowane byki trzymane na smyczach przez lokalnych mieszkańców zjadały trawniki przed kościołem. Udało nam się zaparkować pod naszym mieszkaniem i poszliśmy zobaczyć, co się dzieje. Skończyło się na paradzie byków i długich śpiewach po portugalsku przy kilku domach. No i fajerwerki, nie mogę zapomnieć o fajerwerkach. Eksplodujące nad głowami hukowe rakiety i ogromne byki trzymane za łańcuchy przez średniej postury mężczyzn. Na szczęście były to najbardziej wyluzowane byki w europie.
Dodaj komentarz